Na marginesie pewnego burzliwego sporu o miarę rzeczy, ale nie o przedmiocie tego sporu.
Na częściowo wypełnioną polską szklankę można spojrzeć na dwa sposoby.
Można uznać, że system, w którym żyjemy jest z grubsza rzecz biorąc normalny, tyle, ze charakteryzuje się wysokim poziomem potologii.
Można też twierdzić, że system jest immanentnie patologiczny i niesprawny i nie mamy doczynienia z sytuacją mieszczącą się w jakimkolwiek zestawie norm. Że sytuacja jest nadzwyczajna, a system nie posiada możliwości naprawczych. O tym drugim spojrzeniu można trochę poczytać tu.
W sytuacjach nadzwyczajnych obowiązują oczywiście inne reguły zachowań niż w sytuacjach nie odbiegających od norm. Obowiązuje też odmienny język porozumienia i sporu. W szczególności zmieniają się publiczne funkcje poszczególnych grup społecznych czy zawodowych. Na przykład dziennikarzy.
Nie dziwi mnie wobec tego, że nagle pomiędzy szanowanymi dotąd przeze mnie dziennikarzami pojawiła się nowa bariera w porozumiewaniu się. Te dwa punkty widzenia bowiem wykluczają dyskusję. Tym bardziej, że idealnie pokrywają się z bieżącym podziałem politycznym, co łatwo pozwala szufladkować każdego jako partyjnego trębacza. A to dla dziennikarza zarzut wyjątkowo ciężki.
Kryje się w tym spore niebezpieczeństwo. Bo teoretycznie każda ze stron może się mylić. I żadna nie jest tego w stanie sama uczciwie osądzić. A są gesty, które nie dają się już cofać. Pewnych ról nie da się porzucić. Ważne więc okazuje się pytanie, które pomyłki łatwiej będzie naprawiać (taki koncept na motywach zakładu Pascala). Zarówno w kontekście społecznym, jak osobistym. Święte przekonanie o własnej racji pomnaża emocje i kusi do małych i większych manipulacji. Ale ostatecznie rozsądzić spór może tylko historia lub sumienie. Tego jednak nie znajdziemy ani w necie ani w telewizji.